niedziela, 17 lutego 2013

dzień kota

czyli dzień jak co dzień. nasze czterołapy rządzą w domu, a my, jako słudzy uniżeni, posłusznie rozkazy wykonujemy. dlatego dziś był dzień naleśniczków. łaciatych. wzajemnie warownych.


najlepszego dla wszystkich, łaskawie nam panujących ;p

czwartek, 14 lutego 2013

walę tynki

czyli jak obejść walentynki, żeby nie zwariować, nie udusić się w czerwonym plastiku i przy okazji, żeby było rozkosznie!

odpowiedź jest jedna - duuuużo wina :)


kaczka w winie z wino-gronami, wino w butelce, wino w kieliszku, wino w żołądku.... i wino uderzające do głowy. 

a na deser my funny valentine... największe zaskoczenie poranka i najlepszy prezent ever :)







i trochę klasyki. wersja short. dla niecierpliwych.



środa, 13 lutego 2013

śniadanie podano

- jaśnie wielmożna dziedziczko, śniadanie podano. czy byłabyś uprzejma łaskawie szamnąć co nieco?


wyczekiwanie... chwila grozy...

- no dobra!


wtorek, 12 lutego 2013

poniedziałek, 11 lutego 2013

łupy

zmęczenie i wybrzydnięcie stało się taką codziennością, że zapomniałam już zupełnie jak może wyglądać normalne życie. i to nie jakaś super-duper awangarda. proste przyjemności. znalezienie czasu, który można im poświęcić. bo niewiele więcej trzeba.

w pracy sajgon, remont - sajgon, rozpierducha, zamęt i nihilizm w jednym. jak by ktoś włożył bombę do pudełka puzzli (dodajmy puzzli nie byle jakich, takich co mają co najmniej 10000 elementów) i po wybuchu kazał nam je wszystkie znaleźć i złożyć do kupy! już niby niewiele brakuje, ale te wredne drobiazgi lubią się głęboko schować, żeby objawić się w najmniej oczekiwanym momencie. więc zbieramy tu trochę, tam trochę, w poczuciu kompletnego chaosu. bez planu i bez pomysłu. bez siły i nadziei również. 

i kiedy w takim nico-stanie pojawiają się drobne radości, odzyskuję dawno utraconą wiarę w to, że będzie lepiej. w końcu w tym kierunku miało to wszystko zmierzać. najpierw było przyjemnie, później nieznośnie i z każdym miesiącem coraz gorzej, ale... wiosna idzie. a to są takie przebiśniego-pierwiosnki nowoczesne. zwiastuny lepszych czasów, nie tylko dla żołądka.

w weekend odwiedziliśmy wreszcie Chleb Sklep, w którym co prawda na chleb się już nie załapaliśmy, ale poczyniliśmy inne, bardziej intrygujące, zakupy.







niekwestionowany król królów to olej rzepakowy z góry świętego wawrzyńca. słów brak. trzeba spróbować. nigdy nie byłam fanką pożerania bagietki z oliwą... od soboty nie ma dnia, żebyśmy nie usiedli nad talerzem imitującym jajo sadzone i nie rozpłynęli się z rozkoszy. zapach, kolor, smak. w tej kolejności. każdy element zaskakuje i przyjemnie łechce. tak przyjemnie, że chce się więcej i więcej.

świeża ciabata / bagietka, olej, kilka kaparów, czerwone wino. i nie ma na świecie nic lepszego. i kropka.


p.s., acha i jeszcze... pominęłam najważniejszy aspekt. najlepsze towarzystwo ;p

sobota, 9 lutego 2013

door to door

czyli marketing bezpośredni...

można uprawiać i u nas. bezpośrednio. z drzwi do drzwi. bo są. i nikt nie powie, że nie ma.

a post lotny jak rzadko. 

drzwi białe, proste, odsłony cztery...

wiosna


lato


jesień


zima




w oczekiwaniu na tą pierwszą... bynajmniej nie Vivaldi...

poniedziałek, 4 lutego 2013

daylight

no nie mogę się powstrzymać od pstrykania w kółko na okrągło tych samych zdjęć. to chyba rodzaj terapii... od kryzysu i wyparcia, przez akceptację, aż do miłości. wielkiej. dziennej. światłoczułej. światłozmiennej. 

światło dzienne mnie wyleczyło z kompleksów. po zmroku będę najwyżej zapalać świeczki, skupię wzrok w jednym punkcie i przestanę rozglądać się na boki.









 światło versus cień


a najpiękniejsze są zachody słońca na naszej wsi w centrum miasta. szkoda tylko, że dźwigi i koparki już w blokach startowych... spieszmy się cieszyć chwilą, jakże ulotną.