Pokazywanie postów oznaczonych etykietą balkon. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą balkon. Pokaż wszystkie posty

sobota, 31 sierpnia 2013

nowe drzewo

wyrosło nam na balkonie, a na nim od razu pojawił się ptak. sówka gwoli prawie-ścisłości. 

drzewo bez liści i nie-zielone, za to z sizalem i dwiema półkami. wieloletnie miejmy nadzieję. od razu stało się ulubionym punktem obserwacyjnym jednej takiej szarej.





zgaduj zgadula - ile metrów sizalu zostało zużyte do powstania tak niewinnie wyglądającego drapaka? 

podpowiedź - Tata wykupił cały zapas sizalu Casto... dwukrotnie! hahahahh! to trochę tłumaczy ceny drapaków na rynku :D

czwartek, 29 sierpnia 2013

jeśli nie chcesz mojej zguby...

stolik składany na balkon zrób mi luby. lub Tato lubego.

kolejna rzecz, której nie mogliśmy znaleźć w sklepie, a stary roboczy stolik tak nam się idealnie wpasował na balkon, że wymarzyliśmy sobie jego wierną kopię. wierną wymiarowo. materiał - sklejka na blat, reszta whatever - ważne, żeby dało się zmalować na biało. no i chcieliśmy to mamy, bo oczywiście u Taty obowiązuje zasada - mówisz, masz.






bosz jak nam wszyscy tego taty zazdroszczą, aż mi głupio mówić, że znowu coś fajnego zrobił... ale jakoś się przełamię, bo stolik to nie jedyna balkonowa atrakcja. wymyśliliśmy sobie jeszcze kwadratowe skrzynki z osb, takie pod wymiar ikeowskich secików. Tata przeszedł sam siebie - wszystkie łączenia, oczywiście nawet nie pytając, zrobił pod kątem 45°, żeby z żadnej strony nie był widoczny bok płyty. no złoto żywe.







a na balkonie busz. poza mszycą, która pożera naszą poziomkę i którą staramy się zneutralizować i oregano, które w tajemniczych okolicznościach wyschło - pomimo regularnego podlewania. reszta roślin ma się doskonale. kocimiętka dzielnie znosi Gajo-podgryzanie, wyrywanie, obfity ślinotok i następujący po wszystkim haj, cyprys nie obsycha, 2 letnia, zabiedzona bazylia z 5 listkami na krzyż atakuje nowymi kępkami liści, a posiana przez nas papryka i kolendra to już absolutny hit. zielona, soczysta i rośnie w górę.

pamiętacie?




teraz wygląda tak







miałam kilka momentów zwątpienia, kiedy kolendra zaczynała żółknąć i marnieć w oczach, ale nie-mąż wyczaił, że był to pewnie moment, kiedy wykorzystała wszystkie składniki odżywcze w eko-rozkładalnej doniczce, z którą została wsadzona do ziemi i jak tylko przebiła przez nią korzonki, zaczęła rosnąć jak burza. serio! jak by przyleciała jakaś dobra warzywna wróżka z magiczną różdżką i sypnęła czarodziejskim pyłkiem. 
tymczasem rzeczywistość okazała się taka banalna. ale nic to. trzecia próba wyhodowania kolendry - tym razem mega udana, w kontraście do poprzednich dwóch... papryka pewnie już nie zdąży zakwitnąć i zaowocować, bo posialiśmy ją jakieś 3 miesiące za późno, ale oj tam, oj tam. ważne, że okazało się, że na balkonie też się da. a to jest dowód i zachęta na przyszły rok. 

wtorek, 30 lipca 2013

tajemniczy ogród

pogoda szczęśliwe się opanowała i trochę nam odpuściła, a ja nie pamiętam kiedy ostatnio tak się szczerzyłam do ciężkich chmur za oknem. jest czym oddychać, jest pięknie. okazuje się, że do życia nie trzeba nic więcej, tylko tlenu. rześkiego tlenu. bez niego nieważne stają się wszystkie wille, pałace czy wypaśne bryki. 

korzystając z okazji, że na oknem temperatura spadła z 54 do 22°C i mogę swobodnie podnieść rękę, bez ryzyka utonięcia we własnym pocie, zrobiłam balkonową sesję, bo wszystko tak pięknie rośnie, że mogę się gapić godzinami z rosnącym z minuty na minutę poczuciem jedności ze światem, potocznie zwanym stanem zen. 

soczysto, zielono, kolorowo, owocowo i pączkująco. idzie nowe. gdybym nie miała tej przyziemnej świadomości że to tylko (i aż!) balkon, to bym pomyślała, że mam piękny ogród. w nadchodzącej nieuchronnie fazie obłędu może tak właśnie będę sobie myśleć...








do pełni szczęścia brakowało nam jeszcze tylko poziomki. ale już jest. przyjechała, wyczekiwana i wytęskniona. i od razu puszcza nowe listki, kwitnie i ma 2 owoce z czego jeden szykuje się na jutrzejszy deser :D








niedziela, 21 lipca 2013

summer in the city

ok nie każdy jest takim szczęściarzem, że może pochwalić się własnym ogródkiem. ba! przez ostatnie 7 lat nie był mi dany nawet metr balkonu. ale od kiedy dorwałam go w swoje łapki, nagle okazało się, że na niewielkiej powierzchni można wyczarować cuda. cuda na miarę. i niczym moja ogrodnicza guru Alys Fowler urządziliśmy miejski ogródek ziołowy. 

oczywiście nie mieliśmy cierpliwości, żeby wszystko hodować od ziarenka, więc na zakupach głowa bezustannie kręciła nam się dookoła własnej osi, występował wzmożony ślinotok i mocno trzeba się było przywoływać do porządku, żeby balkon nie przemienił się w tropikalną dżunglę... a po 3 tygodniach w krajobraz niczym po wybuchu bomby atomowej. 

a zaczęło się niewinnie - od nieśmiałej uprawy papryki i kolendry z ikeowskiego seciku, później w nasze szpony wpadła lawenda i cyprys, no i totalny must have - kocimiętka, która zaczyna już kiełkować. w sobotę w prezencie od taty dostaliśmy piękną dekoracyjno jadalną papryczkę... a potem pojechaliśmy po bandzie. i przepadliśmy. bazylia czerwona, bazylia grecka, oregano, mięta mojito i kolendra w rozkwicie. 

a na deser bazylia, której żałosny wygląd spowodowany jest słusznym już wiekiem - odziedziczona w związku z wyjazdem wakacyjnym rodziców - ma już ponad rok... i nadal żyje! więc zamiast rechotania szacun się należy.

tadam, tadam. 

















a nocą nasz ogródek wygląda tak