poniedziałek, 17 czerwca 2013

trzy dni z życia...

od powrotu z wyjazdu tylko biegamy i biegamy. załatwiamy sprawy, po których nie ma żadnego wymiernego śladu. w ramach buntu postanowiliśmy więc zasiać (co z tego, że 2 miesiące po terminie wysiewu :/) namacalne roślinki. odrobina orientu i pikanterii. chili i kolendra. duet doskonały.

kiedy zobaczyliśmy kompaktowe zestawy dla laików w Ikei, byliśmy ugotowani. na jednym się oczywiście nie skończyło, ale zgodnie doszliśmy do wniosku, że królikiem doświadczalnym zostanie chili - jako najmniej wymagające - w sumie ma być tylko ostre ;p

nie za bardzo wiem co nam z tego wszystkiego wyjdzie, ale zapał nie-męża i jego codzienne, skrupulatne doglądanie, jak na razie rokuje nie najgorzej. przez pierwsze dni oczywiście nuuuuda, ale od soboty coś drgnęło i jak się zaczęło rozkręcać, to idzie jak burza. a ja prowadzę foto dzienniczek, żeby sobie upływ czasu zwizualizować. i postęp. i tak się złożyło, że i przełom w remoncie nastąpił. wreszcie przeszliśmy do przyjemności i widać efekt naszej pracy nie na wizualizacji tylko w realu.  i wszystko gra. nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. domowo się zrobiło i banan od 4 godzin z twarzy nie schodzi, ale o tym kiedyś... bo czasu wciąż za mało. 

pięknie jest!!!!!


sobota




niedziela



dziś



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz