czwartek, 26 września 2013

chwile upojne

okraszone małżami, pół-homarem i sardynkami, największym siniakiem, którego kiedykolwiek posiadłam, salwami śmiechu i duuuuużą ilością trunków. z przytupem! 
























a na deser nadciąga tłusta depresja i czarna rozpacz. 

wtorek, 10 września 2013

so far so good

jesteśmy po raz milion sto piętnasty w Budapeszcie, na dwutygodniowym urlopie. zamiast morza / jeziora / gór znowu miasto. ten typ tak już ma. pogoda trochę zawiodła, ale jak dotąd udało nam się:
  • zaliczyć mega piękne lądowanie wzdłuż Dunaju nad samym centrum miasta,
  • upić pierwszego dnia winem,
  • codziennie, z uporem maniaka się przejadać,
  • przechowywać masło w mini-barze,
  • doliczyć 25 (!!!) par skarpet zabranych na 2 tygodnie przez nie-męża (i zajmujących nota bene pół walizki... ale to historia zupełnie bez puenty),
  • uciekając przed deszczem zaliczyć dłuuugi shopping, na którym nie-mąż niczym rasowa galerianka upolował sobie wymarzoną marynarkę i buty. mi pozostało ślinienie się do sklepowych wystaw. twarda byłam.
  • zapiknikować, pierwszy (hopefully nie ostatni) raz na Wyspie Małgorzaty,
  • paralitycznie szaleć na trawce z frisbee,
  • prawie opanować kurs forinta.

jest ciężko ;p