wtorek, 25 czerwca 2013

uczta

islandzka magia pod deszczowym niebem, czyli koncert Sigur Rós. energetyczna uczta dla zmysłów. 

dają taaaaakieeeeeeego czadu! dopiero na koncertach w 100% czuć tą muzykę. i za każdym razem jestem tym faktem zdziwiona i zostaję z rozdziawioną paszczą... 

i chcę znowu :)
[to taki przekaz podprogowy! ;p]






i co  tego, że jakość kiepska, ale ten klimat robi swoje!!!




------------------
i mały update, bo właśnie się pojawiło na FB!!!! 

takk varsjá & pólland!

sobota, 22 czerwca 2013

muchomor

wszystkich którzy pytają dlaczego ten nasz remont tyle trwa zachęcam do:
  • policzenia rzeczy, które musieliśmy sami (znaczy częściej niż rzadziej w osobie Taty) wymóżdżyć, wypreparować, cudownie stworzyć,
  • popukania się w głowę i zacytowania - "trzeba było spasować z perfekcjonizmem".

na zagryzkę dorzucę jeszcze grzybka. może i marynowanego, ale z całą pewnością muchomorka. na dodatek halucynogennego. historia grzybka jest długa, zawiła i bolesna. 

żeby uprościć - na początku remontu na hurra kupiliśmy kabinę z brodzikiem, zamroczeni chyba tapetą (bo to się akurat zbiega w czasie). okazało się jednak, że brodzik nie jest całkowicie płaski, a takowy miał przecież być. więc szybciutko, prawie po kryjomu kupiliśmy nowy brodzik, do którego trzeba było niestety dodatkowo przenosić odpływ i instalację... ale to już zupełnie inna para kaloszy. no i wszystko było pięknie, kabina dorodna na brodziku rozkwitła, mijały kolejne miesiące. aż do dnia kiedy tata zamontował korek do odpływu... i wtedy okazało się że ojeeeeej... nie zmieniliśmy syfonu... yyy... i ten się nie nadaje, bo korek wystaje z odpływu na 1 cm! myślałam, że padnę na zawał. oczyma wyobraźni widziałam już swoje rozcharatane paluchy, złażące paznokcie i tego typu klimaty. byłam gotowa rozwalać kabinę własnymi ręcami, żeby tylko wymienić ten nieszczęsny syfon...
i wtedy Pomysłowy Dobromir zabawił się w artystę i stworzył grzybka i muchomorka w jednym (układ otworków to jego projekt autorski!!! )

metaloplastyka doskonała. wyklepany z kwasówki - ulubionego materiału Taty.








do głowy nam nie przyszło, że można ręcznie zrobić coś tak pięknego z blachy. równy, błyszczący, gładziutki i niezniszczalny. no i jest to kolejna rzecz (obok blatu kuchennego, biurka i mocowań kociej siatki) której nie ma nikt inny :D

piątek, 21 czerwca 2013

shake, shake it baby

wczoraj naszła mnie refleksja, że jesteśmy antycelibatycznym odłamem Shakersów. sekyty takiej, która poza modłami gorliwymi i rolnictwem, parała się tworzeniem prostych, funkcjonalnych i perfekcyjnie wykonanych mebli. np. krzesełek, za które dziś ktoś gotów jest zapłacić 100 tys. dolarów (za sztukę, dodajmy). mebli bez ściemy. dopracowanych w takich szczegółach, że nikomu się nie śni.  jeśli klej to odpowiedni i aplikowany w takiej ilości, żeby się krzesełko po 2 latach nie rozleciało. Shakersi wierzyli bowiem, że wielki brat patrzy i za fuszerkę zginą marnie w piekielnych czeluściach, strawieni przez diabelskie płomienie. 

w dużym skrócie.

Shakersowy prym wiedzie oczywiście Tata, który ostatnio przeszedł sam siebie. źle wywiercił otwory do przyczepienia lustra w łazience i niestety trzeba wymienić kilka kafelków mozaiki. na naszą nieśmiałą sugestię, żeby wymienił tylko tam gdzie widać, odpowiedział: nie no tak to być nie może... (!!!)

rytualne drżenie, konsultacje z duchami i pełnia świętości przyjdzie z czasem...

może przynajmniej ktoś kiedyś kupi nasze mieszkanie za miliony dolarów?





oszołomy w akcji

p.s. niech nikogo nie zwiedzie modernistyczny styl tych mebli. wszak to wiek XVIII. bauhaus przyszedł kilkaset lat później ;p

środa, 19 czerwca 2013

show must go on

szczęśliwe poskromienie:
  • dżungli oświetleniowej, której widok nieco nas podłamał na wczesnym finiszu... no ale jak się nie ma wydolnego mózgu, to się ma za swoje. bo przecież to takie hop-siup miało być. przymocować światełka i koniec. yyy. no tak, a kable? w skrócie: labirynty, tulejki, otworki, dziury i ekwilibrystyczne operowanie wiertarką. szał!



  • aluminiowych listew przyblatowych, które oczywiście (naprawdę zdążyłam już przywyknąć) nie były dostępne w pożądanej szerokości w casto ani innym cudownym sklepie metalowym jako prefabrykat. wymagały użycia meeeeeeeega gilotyny, jako że pierwotnie były alu-kątownikami. skąd Tata ma takie kontakty to ja pojęcia nie mam. ważne, że ma, bo przy naszej fantazji okazują się bezcenne!



daje nadzieję na to, że to jednak my wygramy tę bitwę!

wtorek, 18 czerwca 2013

pimp my blat

po wstępnym oszlifowaniu zadziorów, wylaniu 5 puszek błyszczącego lakieru bezbarwnego, załamaniu nerwowym na widok rezultatów, kolejnym szlifowaniu w celu usunięcia szczelin i nierówności i wylaniu kolejnej puszki lakieru matowego (tym razem), nasz paździerz zaczął nieco przypominać blat z żywicy epoksydowej... co oznacza, że jego funkcjonalność poszybowała w górę i ma szansę przetrwać znacznie dłużej niż tymczas. i szczerze... i love it! 


szczęście wielkie, bo jednak po dogłębnych przemyśleniach, wizja blatu drewnianego coraz bardziej mnie przytłaczała... i bardzo intensywnie kombinowałam, żeby jednak na własną rękę ten blat z białego kamienia wykuć... ewentualnie zaciągnąć kredycik i wbić już ostatni gwóźdź do trumny.

ale tadam. jak zwykle zasługą Master-de-Majster mamy jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i nie sztampowy blat z płyty OSB. i życzę mu sto lat! bo ma na to zadatki... a jak się będzie sprawował, to wyjdzie w użytkowaniu. soon mam nadzieję :D




poniedziałek, 17 czerwca 2013

trzy dni z życia...

od powrotu z wyjazdu tylko biegamy i biegamy. załatwiamy sprawy, po których nie ma żadnego wymiernego śladu. w ramach buntu postanowiliśmy więc zasiać (co z tego, że 2 miesiące po terminie wysiewu :/) namacalne roślinki. odrobina orientu i pikanterii. chili i kolendra. duet doskonały.

kiedy zobaczyliśmy kompaktowe zestawy dla laików w Ikei, byliśmy ugotowani. na jednym się oczywiście nie skończyło, ale zgodnie doszliśmy do wniosku, że królikiem doświadczalnym zostanie chili - jako najmniej wymagające - w sumie ma być tylko ostre ;p

nie za bardzo wiem co nam z tego wszystkiego wyjdzie, ale zapał nie-męża i jego codzienne, skrupulatne doglądanie, jak na razie rokuje nie najgorzej. przez pierwsze dni oczywiście nuuuuda, ale od soboty coś drgnęło i jak się zaczęło rozkręcać, to idzie jak burza. a ja prowadzę foto dzienniczek, żeby sobie upływ czasu zwizualizować. i postęp. i tak się złożyło, że i przełom w remoncie nastąpił. wreszcie przeszliśmy do przyjemności i widać efekt naszej pracy nie na wizualizacji tylko w realu.  i wszystko gra. nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. domowo się zrobiło i banan od 4 godzin z twarzy nie schodzi, ale o tym kiedyś... bo czasu wciąż za mało. 

pięknie jest!!!!!


sobota




niedziela



dziś



czwartek, 13 czerwca 2013

siatki szczęśliwy finał

sprawę zamknęliśmy już dawno, ale jakoś nie miałam chwili, żeby pokazać ostatecznego efektu, którym ja sama - przeciwniczka krat i siatek wszelakich - jestem zachwycona!

siatka dla kotów to chyba jedyna rzecz, która pomimo przewidywanych mega problemów, nie dostarczyła praktycznie żadnych!!! oczywiście móżdżenie i wzmożona praca koncepcyjna została zaliczona, ale przy samym montażu poszło gładko jak za sprawą wazelinki. większość elementów wymagała oczywiście siły mięśni i umysłu Pana Kierownika. taka mała manufakturka. łączniki, haczyki, wszystko wyginane, wyklepywane pod wymiar. dzięki temu wszystko równo i pod linijkę, a z dołu kompletnie niewidoczne, no chyba że któraś z kot zamarzy o karierze Spidermana, co nie jest wcale takie mało prawdopodobne. 




prawidłowych spięć, napięć i rozprężeń pilnuje seksowna śruba rzymska w lateksowym wdzianku. jeśli można wzbogacić swoje życie o odrobinę perwersji, to czemu tego nie zrobić ;p


środa, 12 czerwca 2013

I, Robot

od kiedy wróciliśmy z naszych mikroskopijnych wakacji (hmmm... były w ogóle jakieś wakacje?) zasuwamy jak perfekcyjnie zaprogramowane robociki. maszynki do pracy. latamy z miejsca na miejsce, ogarniamy kilka rzeczy jednocześnie i permanentnie niedosypiamy. powtórka z rozrywki? sprzed roku? kiedy zmęczenie, nieogarnianie rzeczywistości i ograniczenie normalnych funkcji życiowych zaowocowało powstaniem adresu tego bloga. zombie mode returns!

i to jest najlepszy dowód - dżangel bugi!



ale szczęśliwie bywa też tęczowo i zabawnie






a za taką nagrodę to w sumie niewielki ból. gdyby tylko dobę udało się rozciągnąć...





wtorek, 11 czerwca 2013

STHLM

up up in the sky czyli niebo nad Warszawą






wieś w centrum miasta - Djurgården








Hammarby Sjöstad






Vaxholm




metro





łupy - nie ważne gdzie jesteś, nie zapominaj o remoncie i przywieź sobie jako souvenir gustowne wieszaczki. letni trend - mięta - w tym sezonie wciąż rządzi :D