wczoraj naszła mnie refleksja, że jesteśmy antycelibatycznym odłamem Shakersów. sekyty takiej, która poza modłami gorliwymi i rolnictwem, parała się tworzeniem prostych, funkcjonalnych i perfekcyjnie wykonanych mebli. np. krzesełek, za które dziś ktoś gotów jest zapłacić 100 tys. dolarów (za sztukę, dodajmy). mebli bez ściemy. dopracowanych w takich szczegółach, że nikomu się nie śni. jeśli klej to odpowiedni i aplikowany w takiej ilości, żeby się krzesełko po 2 latach nie rozleciało. Shakersi wierzyli bowiem, że wielki brat patrzy i za fuszerkę zginą marnie w piekielnych czeluściach, strawieni przez diabelskie płomienie.
w dużym skrócie.
Shakersowy prym wiedzie oczywiście Tata, który ostatnio przeszedł sam siebie. źle wywiercił otwory do przyczepienia lustra w łazience i niestety trzeba wymienić kilka kafelków mozaiki. na naszą nieśmiałą sugestię, żeby wymienił tylko tam gdzie widać, odpowiedział: nie no tak to być nie może... (!!!)
rytualne drżenie, konsultacje z duchami i pełnia świętości przyjdzie z czasem...
może przynajmniej ktoś kiedyś kupi nasze mieszkanie za miliony dolarów?
oszołomy w akcji |
p.s. niech nikogo nie zwiedzie modernistyczny styl tych mebli. wszak to wiek XVIII. bauhaus przyszedł kilkaset lat później ;p
kochana, wytrwałości, wytrwałości. ;)
OdpowiedzUsuńw kółko sobie to powtarzam... i jeszcze, że szczęście jest blisko, ale za takie blisko to ja dziękuję ;p
OdpowiedzUsuń