poniedziałek, 1 października 2012

o wyższości kalafiora nad brokułem

staram przekonać sama siebie. tak samo jak o tym, że boczek może zastąpić szynkę parmeńską, a do życia nie jest mi niezbędny parmezan. a przecież tak kocham gotować. kochałam znaczy? bo w obecnym stanie czuję się jak gar-kuchnia żywiąca artylerię. jedzenia ciągle za mało i z braku czasu wciąż takie samo. w kółko trzeba produkować nowe. codzienny obiadek do pracy. wiem co jem+oszczędności w jednym jak przystało na perfekcyjną panią domu. i pana domu, bo nie-mąż razem ze mną realizuje ten niewdzięczny projekcik. a niewdzięczny dlatego, że musimy się zmuszać do gotowania, co odbiera całą radochę. jak byśmy mieli ręce związane łańcuchem wyrzeczeń i obowiązków. szybko, szybko, nie ma czasu.
a ja bym chciała powolne canneloni z 3 serami, energetyczną zupę kubańską, kacze udko w zalotnym towarzystwie czerwonego wina i kurczaka chow mein. slow foodu chcę.

i tylko dżemor relaksujący pozostał. dżem, który przywraca spokój. zen.

i w imię czego to wszystko? ojejkujejku tak strasznie mi się ta lampa podoba i te krzesełka i ten stół piękny ponadczasowy.

w imię tego, że jeszcze się łudzę, że mi na wszystko styknie, jak będę oszczędzać na brokułach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz