środa, 20 lutego 2013

kruszyny

cel był jasno wytyczony. galeria, żeby jeszcze zdążyć. katalog. i tyle. taki niedzielny odchamiacz. po sobotniej wizycie na próżnej, gdzie klęczał ON, plan wydawał się niemal idealny. nieprzeładowany i zbliżony do stanu ZEN. niestety jak to zwykle u nas bywa, wszystko poszło jakoś nie tak.

"Him" - Maurizio Cattelan 

po pierwsze, na zbyt długo utknęliśmy w galeryjnej księgarni. bo wiadomo, wszystko fajne, każdą książkę trzeba dotknąć, przeczytać opis na okładce i zapamiętać na przyszłość. przyszłość tak przyszłą, że chyba bliższą wiecznemu nigdy, ale zachowania kompulsywne są mocno wrośnięte w psychikę i tak łatwo wyplenić ich się nie da. poza tym kto wymyślił wejście na wystawę prowadzące przez sklep? skoro klasyk nauczał że przecież "wyjście przez sklep z pamiątkami"...

nic to. szczęśliwie, po jakimś czasie, przyszło zbłąkane otrzeźwienie i wyszliśmy tylko z tym po co przyszliśmy. wydawało się, że może być tylko lepiej... 
nic bardziej mylnego. już w pierwszej sali dopadły nas hieny z kamerą. ledwie udało nam się odejść od pierwszej instalacji. oniemiałam na tyle, że państwo pomyśleli pewnie, że jestem głuchoniema. szczęśliwie mi się upiekło. niestety nie-mąż nie miał tyle szczęścia. na nic zdały się słowa, że dopiero weszliśmy, że owszem mamy dużo przemyśleń na temat wystawy, ale niestety jak na razie cudzych... nic. w końcu nie-mąż tupnął nóżką i powiedział dosyć. genialny trening asertywności zupełnie za darmo. po takim preludium obejrzałam resztę wystawy pod taką presją, że bałam się rozglądać na boki, żeby przypadkiem nie zostać wyrwana do odpowiedzi jak w szkole - czy już może mam te przemyślenia, czy wciąż jeszcze nie. 

oglądanie wystawy wpisało się zatem idealnie w jej ducha. cierpienie.

call me stupid, ale patrzenie na wypreparowane zwierzęta / manekiny nie powoduje u mnie natychmiastowo przemyśleń egzystencjalnych. myśli pojawiają się dużo później, zaczynają krążyć wokół obrazów w głowie.  obrazów, które są dla mnie bardziej sugestywne niż same prace. przetworzone przez mózg / doświadczenia / pamięć. pojawiają się przy czytaniu tekstów towarzyszących wystawie. w rozmowach, które zaczynają się do hitlera, a kończą na ataku hakerskim na usa. 

przechodząc przez kolejne wystawy, do samego końca towarzyszyła nam nabyta trauma, wzmocniona jeszcze wrażeniem obosz w jakim my kraju żyjemy (Demokracje) / obosz na jakim my świecie żyjemy (Moi Sąsiedzi). nie-męża dopadły z kolei lęki pierwotne, że zostanie nowym molem książkowym, jeśli nagranie znajdzie się w jakiś magiczny sposób na YouTubie.

ZEN był zatem pełną gęba. w ramach odreagowania i wyjścia przez sklep z pamiątkami rzuciliśmy się na wszystko co rzuciło się nam wcześniej w oczy. mamy zatem modernistyczne memo, oraz niezliczone ilości kruszyn. białych. porcelanowych. pięknych.




kolejna wyprawa do galerii nie nastąpi raczej zbyt szybko, bowiem:
a. mogłoby się to skończyć katastrofa finansową.
b. w najlepszym przypadku załamaniem nerwowym.

wszystkie grzechy odpuszczone.
amen.


------------

żeby nie pozostawić mylnego wrażenia - wystawa według mnie bardzo dobra, razem z katalogiem, który doskonale ją uzupełnia, tworzy nie dającą spokoju całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz