poniedziałek, 11 lutego 2013

łupy

zmęczenie i wybrzydnięcie stało się taką codziennością, że zapomniałam już zupełnie jak może wyglądać normalne życie. i to nie jakaś super-duper awangarda. proste przyjemności. znalezienie czasu, który można im poświęcić. bo niewiele więcej trzeba.

w pracy sajgon, remont - sajgon, rozpierducha, zamęt i nihilizm w jednym. jak by ktoś włożył bombę do pudełka puzzli (dodajmy puzzli nie byle jakich, takich co mają co najmniej 10000 elementów) i po wybuchu kazał nam je wszystkie znaleźć i złożyć do kupy! już niby niewiele brakuje, ale te wredne drobiazgi lubią się głęboko schować, żeby objawić się w najmniej oczekiwanym momencie. więc zbieramy tu trochę, tam trochę, w poczuciu kompletnego chaosu. bez planu i bez pomysłu. bez siły i nadziei również. 

i kiedy w takim nico-stanie pojawiają się drobne radości, odzyskuję dawno utraconą wiarę w to, że będzie lepiej. w końcu w tym kierunku miało to wszystko zmierzać. najpierw było przyjemnie, później nieznośnie i z każdym miesiącem coraz gorzej, ale... wiosna idzie. a to są takie przebiśniego-pierwiosnki nowoczesne. zwiastuny lepszych czasów, nie tylko dla żołądka.

w weekend odwiedziliśmy wreszcie Chleb Sklep, w którym co prawda na chleb się już nie załapaliśmy, ale poczyniliśmy inne, bardziej intrygujące, zakupy.







niekwestionowany król królów to olej rzepakowy z góry świętego wawrzyńca. słów brak. trzeba spróbować. nigdy nie byłam fanką pożerania bagietki z oliwą... od soboty nie ma dnia, żebyśmy nie usiedli nad talerzem imitującym jajo sadzone i nie rozpłynęli się z rozkoszy. zapach, kolor, smak. w tej kolejności. każdy element zaskakuje i przyjemnie łechce. tak przyjemnie, że chce się więcej i więcej.

świeża ciabata / bagietka, olej, kilka kaparów, czerwone wino. i nie ma na świecie nic lepszego. i kropka.


p.s., acha i jeszcze... pominęłam najważniejszy aspekt. najlepsze towarzystwo ;p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz