stał się oczywiście nie sam, w cudowny nadprzyrodzony sposób, poprzez wielki wybuch, czy inne zstąpienie z niebios. stał się za pomocą miecza świetlnego nie-męża, który walczył tak długo aż walkę bezsprzecznie wygrał! Grand Master Yoda! (tylko ładniejszy ;p)
ostateczna walka rozegrała się kiedy miecz po długich i żmudnych bojach z barwy białej zmienił się na szarą i zadał decydujący cios. a wtedy wszystko stało się jakieś inne, nabrało wyrazu. prawie zapomniana wizja z ekranu stała się rzeczywistością. jedyną obowiązującą, kuszącą i bardzo smakowitą.
tym samym oficjalnie chcielibyśmy powiedzieć dalszemu malowaniu stanowcze NIE! znaczy ja to raczej w charakterze chórku, za to równie głośno co solista. cały mój wkład w malowanie bowiem polegał na tym, że idąc w sobie tylko wiadomym (a może nawet niewiadomym) celu, wdepnęłam nie-remontowym butem prosto w kuwetę z szarą farbą... wywracając wszystko do góry brzuchem i bryzgając szarą mazią na prawo i lewo. brawo ta pani! niezbędna była natychmiastowa reanimacja. szczęśliwie pacjent przeżył.
zatem wałkom, fikuśnym pędzelkom, które tak słodko uśmiechają się na półkach i zachęcają "kup mnie, kup mnie, nie będę robił smug", serdecznie dziękujemy. mamy przesyt (teoretyczny lub organoleptyczny) na najbliższą pięciolatkę.
no ale pięknie się zrobiło. szary dobraliśmy idealnie, tworzy harmonijną całość z panelami zewnętrznymi i zmienia barwy niczym kameleon w zależności od oświetlenia. już go uwielbiam!
![]() |
ten fragment to mój absolutny faworyt!!! dowód na istnienie perfekcji ;p |
a dla podkreślenia podniosłości chwili...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz