czwartek, 20 grudnia 2012

nie patrz na mnie wilkiem

strasznie mnie cieszy, że co chwilę, w różnych okolicznościach przyrody znajduję kolejne genialne polskie marki, robiące fantastyczne rzeczy. próbują, zaczynają i rosną w siłę. wspólnym mianownikiem jest dobry projekt, który ku mojej wielkiej radości, sprawdza się. jest kluczem do sukcesu. ludzie coraz częściej szukają alternatywy dla sieciówek, polują na rzeczy wyjątkowe, dobrej jakości, pięknie zaprojektowane i najlepiej... polskie. powraca lokalny patriotyzm. a to wszystko dzięki temu, że  wreszcie fakt, że coś jest opolskie jest powodem do dumy, a nie

obserwuję już od jakiegoś czasu, że ten trend się umacnia, dzięki czemu powstaje bardzo dużo nowych, ciekawych projektów naprawdę zdolnych ludzi.

ostatnio przy okazji DDZ odkryłam woolves.

w szarościach wszelkiej maści rozkochana jestem od dawna, tkwię w nich i nie mam zamiaru zmieniać obiektu westchnień. bo szary pasuje każdemu. kiedy trzeba jest elegancki, w pozostałych momentach luźny i bezpretensjonalny. daje przestrzeń żeby odetchnąć i zabarwić każdy dzień na inny kolor, za pomocą barwnych dodatków. nie łapie kociej sierści tak jak czarny. i chociaż powtarzam, że ja w środku jestem czarna, to w moim czarnym sercu szary zajmuje bardzo ważne miejsce. następny w kolejce jest biały.
monochrom, monochrom, monochrom!

wracając do bohatera - woolves przybył! i od razu pyszczki wykrzywiły się w kształt wesolutkiego banana. czarna koperta!!!! mniam mniam! mniej więcej taka sama "nic nie znacząca różnica" jak w soul food, gdzie quesadille podają w czarnych styropiankach. niby nic a cieszy. bo to wcale nie jest nic. wszystko jest głęboko przemyślane. ma się wyróżniać. ma zwracać uwagę i budzić pożądanie. 

bo woolves jest przemyślane od początku do końca.


 po otwarciu tej czarnej poduchy, zupełnie odpadłam. dlatego:


nie mąż jak to zobaczył, stwierdził - "mają Cię". i chyba tylko on wie, jaką ma rację! to są te "nic nie znaczące różnice", które sprawiają że banan tkwi na swoim miejscu dużo dłużej niż zwykle. i robi się tak jakoś miło. to przecież nic nie kosztuje. sprawianie przyjemności jest za darmo, tylko nie każdy o tym pamięta i nie każdemu się chce.  nie muszę chyba dodawać jak to wpływa na wizerunek marki. Karolina - gratuluję!!! i dziękuję! :)

she woolf



zdjęcie jest własnością  projektantki


foggy reindeer



trzymam kciuki za pięknych, młodych, kreatywnych ;p dzięki którym świat jest jakiś taki... ładniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz