sobota, 1 grudnia 2012

system miar i wag

ostatnio mało remontowo się zrobiło. a to wszystko dlatego, że listopad miesiącem pomiarów był. 

wzdłuż, wszerz. w przód i w tył. na wspak.

nie miałam pojęcia, że można tak długo mierzyć. trzy pomiaro-godziny w związku z zabudową kuchni, wnęki w przedpokoju, łazience i sypialni nieco mnie przytłoczyły. że coś jest nie halo próbował nieśmiało przekazać mi mój kręgosłup, ale tyle się działo, że nie zwracałam uwagi na jego kaprysy, zwalając to na garb tego, że zwyczajnie już się sypię... po całej akcji zerknęłam na zegarek i szczęka po raz setny już chyba wylądowała na podłodze, skąd musiałam ją, pomimo obolałych pleców, pozbierać odmuchując skrupulatnie z kurzu. nieco przygnębiona terminem realizacji i faktem, że świętom na nowym gruncie mówimy baj baj, postanowiłam nie myśleć o tym na co nie mam wpływu i zapomnieć na czas jakiś o remoncie. 

kolejne pomiary szczęśliwie obyły się bez mojego udziału, dzięki czemu kręgosłup jeszcze zipie i jest eksploatowany z rozkoszą przez Mi-Kulkę. po zamówieniu drzwi wpadłam w stan permanentnego zen, z uporem maniaka odmawiając podawania jakichkolwiek nowych terminów przeprowadzki i mocnym postanowieniem nie przywiązywania się do dat! zajęłam się życiem, czyli tym na co nie było zupełnie czasu przez ostatnie miesiące. hmm... zabrzmiało bajecznie, ale chyba nie do końca to miałam na myśli. czasu ciągle brakuje, z tym że teraz wyszarpujemy go przynajmniej na UO i darmowe wykłady okołoarchitektoniczne, których, ku mojej radości wielkiej, ilość jest rozkoszna! trzeba tylko poszukać i przypadkowo napotyka się kolejne. chyba tego najbardziej mi brakowało... żeby bez wyrzutów sumienia znaleźć czas na chwilę sam na sam z kompem, a później to się zaczyna jakoś magicznie toczyć niczym kula śniegowa. trochę jak poruszanie się w labiryncie, idąc jedna ścieżką znajdujesz coś po drodze, skręcasz, znajdujesz coś innego, przystajesz na chwilę i nagle przed oczami pojawia się całe morze możliwości. 

lubię kolekcjonować haczyki, które inspirują, drążą to co akurat mnie interesuje i podsuwają kolejne rzeczy warte odkrycia. no i czego by nie mówić o serwisach społecznościowych, dla mnie są skarbnicą wiedzy o różnych wydarzeniach. a co najfajniejsze - wydarzeniach za darmo!!! ha! 

lawirujemy zatem pomiędzy małymi przyjemnościami a malowaniem ścian przez nie-męża, na które wyszarpuje czas pomiędzy swoimi korpo wyjazdami i z pełną stanowczością odmawia mojego w nim uczestnictwa. w relacji on-wałek dopuszcza jedynego pośrednika - teleskop. mam pełną świadomość, że nie umiem i pewnie zepsuję, dlatego siedzę już cichutko i się nie wtrącam, gdyż malowanie nie-mąż od lata traktuje mega ambicjonalnie. z pełnym skupieniu medytuje: sufit, ściana, wałek i on. powtarzane jak mantra. 

tak można by w skrócie podsumować listopad... i w sumie grudzień, pomimo, że się dopiero zaczął ;p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz