jedna wyprawa po lakier bezbarwny do drewna i tyle radości. supermarket przed świętami to jednak studnia uciech, ho, ho, ho. półgodzinna wizyta podczas której:
nie-mąż znalazł wśród tłumu wpatrzonych w nas oczu portret Gajki we wcieleniu Katy Perry (?) tak przynajmniej podpowiedział wuj google, któremu ufam bezgranicznie, gdyż bezradność moja w tego typu kwestiach jest nieuleczalno-nieodwracalna. i dobrze mi z tym.
poznaliśmy nowy znak drogowy o zagadkowym znaczeniu, które rozszyfrowaliśmy w jedyny słuszny jak nam się wydaje sposób jako "foch" ewentualnie "spadaj zboczeńcu".
a sponsorem dzisiejszego odcinka była literka K jak kicz. ale za to ten najwyższych lotów. błyszczący i czerwony. kolejny przedmiot niesłabnącego pożądania z cyklu "obosz! muszę to mieć".
jesteśmy gotowi na święta... przynajmniej te w stylu samonośnych kabaretek i pejcza. ale zawsze to już krok naprzód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz