of Konstal 13N
dziś po raz ostatni przemierzał ulice Warszawy. ileż ja w nim życia spędziłam! jakoś szczególnie ukochał sobie moją trasę pn-pd i linię 17.
przeżyłam upalne lata i mroźne zimy, 2-godzinne korki tramwajowe (niezależnie od tego jak absurdalnie to brzmi), szyby pięknie, misternie malowane mrozem, skostniałe kolana na pierwszym siedzeniu i śniegi padające bajkowo wewnątrz wagonu.
poranne frustracje, miliony misternie układanych w głowie listów otwartych i petycji do ztm oraz kilka faktycznie złożonych skarg. no umówmy się - do jazdy w zimę, przy mrozie -20 to on się nie nadawał. nie wyposażyli go nawet w "ciepły guzik". biedny krokodyl.
a mimo wszystko, w okresie poza-zimowym, bardzo go lubiłam! za układ siedzeń, żółte poręcze i okrągłe światełka na suficie. za kameralność, jakiej nie ma w żadnym innym tramwaju, ani innym środku transportu. za pewną bajkowość - jak z Alicji w krainie czarów. niektórzy ludzie wydawali się do niego po prostu za duzi ;p wreszcie za samą formę, konsekwentne malowanie i dopracowany design.
miałam swoje ulubione miejsca do stania i siedzenia, na których najmniej wieje po otwarciu drzwi, wiedziałam na których jest więcej miejsca na kolana, a na których zwyczajnie się nie zmieszczę, albo dojadę na miejsce połamana przedwczesnym reumatyzmem. miałam stałe szlaki, które umożliwiały poruszanie się nawet po omacku.
i trochę jednak łza się w oku kręci, że dzisiaj to już tak naprawdę ostatni raz. na ostudzenie emocji wymarzłam jak dzika na godzinnym rajdzie z pętli do pętli i z powrotem, ot tak, żeby w depresję nie popaść.
*zdjęcia nie-męża głownie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz