niedziela, 5 maja 2013

wiosna-lato

jako, że wiosna rozpanoszyła się pełna gębą, przyszedł czas na świat zza krat... a raczej zza siatki. na razie bardzo wstępnie, bo obiecująco posuwające się prace trzeba było niestety brutalnie przerwać na rzecz ogarnięcia mieszkania pod listwy, które tuż tuż... ale!

wygląda na to, że będzie dobrze! dyskretnie i co najważniejsze ogono-bezpiecznie. 

miałam rozliczne, nawracające koszmary senne związane z osiatkowaniem balkonu, bo... pomimo, że mamy loggię i niby powinno być cud malina to:
  • loggia ma długość 12 m! i nie, to nie jest dowód na to, że mamy przepastny balkon, tylko na to, że ma on przedziwny kształt i wzdłuż wszystkich okien taką ścieżynkę na szerokość niezbyt barczystego człowieka, umożliwiającą wyjście na balkon ze wszystkich pomieszczeń. sam balkon ma jakieś 6 metrów kw. no ale dla kotów to będzie raj - przynajmniej taką nadzieją żyjemy. na takiej długości siatka musi się w jakiś cudowny sposób napinać, a nie wisieć bezwładnie niczym żelek! do tego
  • mamy szklaną balustradę, więc trzeba ją jakoś myć z zewnątrz, czyli siatka nie może być przytwierdzona na stałe... oraz
  • balkon jest obłożony jakimiś płytami niewiadomego pochodzenia i trwałości, co do których zaufania żadnego nie było i tylko kunszt materiałoznawczy i łebskość niezawodnego Taty pozwoliły odetchnąć pełną choć mierną piersią...
no i na deserek jeszcze wszystko miało być jak najmniej widoczne i najmocniejsze z mocnych.

podchodziliśmy do niej w związku z tym jak pies do jeża. z przerażeniem w oczach. że być musi nikt wątpliwości nie miał. tylko jak to zrobić, żeby było najlepiej. i tutaj mega głęboki (taki, że czołem do kolan) ukłon jak zwykle dla Taty, który napracował się mocno, ale wymyślił patent genialny. 

a poniżej przedsmak.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz