czwartek, 1 sierpnia 2013

bazyliszki

ostatnio w mojej głowie, a tym samym tutaj, było mocno zielono, ekologicznie i pseudo-farmersko. wszystko naturalne, wymagające troski i uwagi, odwdzięczające się owocami... poziomki na przykład w ilości sztuk 0,5 na głowę. żeby zatem nie było tak monotematycznie, mdło i żeby mi samej nie zbrzydło czas na trochę... komerchy!!!

czyli nieszczęsne przeceny, którym znów stawiałam opór, ale oczywiście niezbyt silny i kilka rzeczy nieuchronnie wpadło. jestem jednak z siebie dumna, bo po początkowym zachłyśnięciu się pseudo-taniością wpadłam w tryb hurt, co spowodowało pseudo-pseudo-pseudo-taniość, szczęśliwie w porę się opamiętałam i zwróciłam po bożemu nadwyżkę. a z tego co zostało zadowolona jestem bardzo. 

i kiedy już miał być koniec ostateczny - jeszcze tylko tą tanią sukieneczkę w h&m, której jak na złość nie ma, bo wykupili na upały wielkie chyba... w moje oczy, ręce, serce (w tej kolejności, lecz z prędkością ponaddźwiękową) wpadły one. smoki wawelskie. nie dość, że mają lekko wydłużony kształt, to jeszcze neonowy grzebień na wierzchu. no istne bazyliszki! pokochałam je miłością wielką i chyba z minutę zastanawiałam się czy złamać swoją zasadę, że  już nic więcej nie kupuję, cały czas ściskając je w łapkach i ciesząc się jak dziecko, które ma dostać smerfowego loda o smaku gumy balonowej. no crazy.

no, ale nie mogłam inaczej, bo poza zasadą, że nic więcej nie kupuję mam również zasadę, której usilnie staram się trzymać (jak na razie z marnym skutkiem), żeby nie robić niczego wbrew sobie, no a to by było wbrew sobie. ewidentnie. kropka.





oraz kwestia do przemyślenia na bezsenne noce - czy w ogóle istnieją ludzie promocjo-odporni?  no nie wiem, jest coś magicznego w rzeczach za darmo czy za pół ceny. takie rzeczy cieszą bardziej. cieszą chyba dlatego, że dają złudne niekiedy wrażenie udanej transakcji. albo wręcz oszczędności! taka na przykład darmowa dolewka w pizzy hut, albo bar sałatkowy, do którego moje Lejdis zaglądały zupełnie nie z głodu - niemalże z obowiązku, że jesz ile chcesz, a nawet jak nie chcesz to się przejesz...

ostatnio rozmawiałam też z koleżanką, która w ramach pustego konta powiększała sobie limit na karcie, no bo te promocje i wakacje. wszystko się skumulowało. jak żyć?  

wobec pewnych rzeczy jesteśmy bezsilni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz