jasno-ciemno. jasno-ciemno.
nie, nie zwariowałam. no może odrobinę... ze szczęścia! bo wielki dzień nastał. dzień wielkich upałów i spełnienia wielkich oczekiwań!
mamy rolety!
no i to by chyba było na tyle. bo co tu pisać o roletach. co tu pisać o roletach w taki upał... skoro pociechą są niewielką. dziś pokłony bijemy przed wiatraczkiem i w duszy powtarzamy mantrę - żeby tylko się nie zepsuł.
pominę milczeniem przeboje związane z samym dobieraniem rolet na nasze super-hiper-mega wielkie okna, na które rolety blackout - te gumowane, nieprzepuszczające światła nie są zwyczajnie produkowane. takie ograniczenie technologiczne. szczęśliwie w salonie i tak chcieliśmy rolety przepuszczalne, żeby cieszyć się teatrzykiem cieni, a do pokoju i sypialni na styk się udało. juppi! w dalsze szczegóły wnikać nie będę, mam nadzieję, że z czasem się zatrą w pamięci...
szczęśliwie odzyskaliśmy sypialnię i biurko, z którego wreszcie możemy zacząć korzystać. chociaż nadal dziwi nas, kiedy wchodzimy do pokoju i... jest jasno. a co jeszcze lepsze - za chwilę może być ciemno. no szał kompletny. ameryka.
![]() |
kot bez głowy |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz