euforia, eureka i kartka brawo. otóż łebski
Tata rozwiązał genialnie problem niegasnącego na czas słońca, a co za
tym idzie permanentnego niedoboru snu. szkoda tylko, że tak późno, ale
jak to mówią... lepiej późno niż później.
pech chciał, że kulminacyjne zaśnieżanie mieszkania przypada, o ironio, w
samym środku upalnego lata kiedy dni są zbyt upalne i zbyt długie.
najefektywniej pracuje się dopiero po zachodzie słońca, czyli od jakiejś
21. chłodniej, wietrzniej, romantyczniej.
dopiero po zmroku wyciągamy nasze elfie latarenki i szukamy dziury w
całym. szukamy to za dużo powiedziane, one się wtedy same znajdują.
wyłażą ze ścian i pragną bliskości... obcowania ze światem. mocnych
wrażeń. same. nieproszone. w ilościach hurtowych. ale to jeszcze nic.
najgorsze są te larwy podstępne, które chowają się za winklem, wyczekują
do samiutkiego końca, aby w blasku rozgrzanych reflektorów, na
puściuteńkiej scenie wykonać prawdziwy coming out. gwiazdy jedne. i
kłują po zmęczonych, zapylonych oczach.
innowacyjna myśl techniczna polega na powieszeniu w oknach czarnej
grubej folii 10 m.b. x 3 m. szerokości (starcza idealnie na 3 pokoje),
która sprawia, że:
- zmrok jest od razu po świcie, przed świtem, albo kiedy tylko chcemy;
- polowanie z siatką na motyle rozpocząć możemy zaraz po pracy czyli koło 17-18;
- 4 godziny wślepiania się pod różnymi kątami w białe ściany, które do tej pory kończyły się o 1 w nocy, teraz kończą się o 21-22;
- można pójść spać zaraz po wieczorynce, ok. 23, czyli tak jak lubię;
- następnego dnia da się normalnie funkcjonować/ pracować, bez warczenia na każdego, kto podejdzie bliżej niż na metr;
nie wspominając o walorach estetycznych... jak dla mnie - może tak zostać ;-)
powiało prymitywnym barokiem, połączonym z subtelnym sado-maso. aromat pseudo-lateksu bezcenny.
zaczynamy więc krecie życie, ale o ile szczęśliwsze, wszak bez worów pod oczami.
witaj trupia cero, depresjo i światłowstręcie!
idzie ku lepszemu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz