piątek, 13 lipca 2012

rozpierducha

pół roku temu odebraliśmy mieszkanie w stanie deweloperskim. pan inspektor sprawdził instalacje, stolarkę, jakość tynków itede. pokiwał głową, pochwalił, powiedział, że całkiem zacnie. łazienka była najgorzej wyglądającym pomieszczeniem ze względu na brak gładzi i wyglądała tak:






przez chwilę było miło, już prawie widać było jak koty w pędzie standardowej okołowieczornej pogoni wpadają na ściany. była zima. było nawet całkiem śmiesznie. przez chwilę.



i zupełnie nie wiem jak to się stało... może to wpływ chaosu nieodzownie panującego w naszym miejscu pracy, koszmarów sennych a może diabolicznej wizji projektowej i podszeptów jakiegoś chochlika...




miesiąc później nasze prawiegotowedozamieszkania gniazdko wyglądało tak (niektóre sceny mogą być  drastyczne):

poszerzanie łazienki o kluczowe 4 cm i wielki upadek ścianki, który był dla tego remontu niczym upadek muru berlińskiego dla świata. 
połączył salony z brutalną rzeczywistością. 
wykonawca postawił  ścianę bliżej niż to było w planach. oj tam, oj tam. 

ścianko-ścinki

część ściany, która przetrwała bombardowanie

i ta która go nie przetrwała (poszerzony widok na przedpokój)

kucie, prucie, planów snucie...

przenoszenie instalacji - awangardowa podłoga w łalzience... może trzeba było tak zostawić? 

tu kiedyś będzie tron

a w pokojach... po nitce...

 do kłębka

 zagnieżdżanie gniazdek

 tutaj się połączy... a to się wytnie

wizja szalonego elektryka czy może raczej grafika?

jest lato. upalne. a koty nadal kiszą się na 26 metrach niczym ogórki w przymałym słoiku. jest nieco lepiej. odzyskujemy utracony stan deweloperski. nieustannie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz