przez chwilę było miło, już prawie widać było jak koty w pędzie standardowej okołowieczornej pogoni wpadają na ściany. była zima. było nawet całkiem śmiesznie. przez chwilę.
i zupełnie nie wiem jak to się stało... może to wpływ chaosu nieodzownie panującego w naszym miejscu pracy, koszmarów sennych a może diabolicznej wizji projektowej i podszeptów jakiegoś chochlika...
miesiąc później nasze prawiegotowedozamieszkania gniazdko wyglądało tak (niektóre sceny mogą być drastyczne):
poszerzanie łazienki o kluczowe 4 cm i wielki upadek ścianki, który był dla tego remontu niczym upadek muru berlińskiego dla świata.
połączył salony z brutalną rzeczywistością.
wykonawca postawił ścianę bliżej niż to było w planach. oj tam, oj tam.
ścianko-ścinki
część ściany, która przetrwała bombardowanie
i ta która go nie przetrwała (poszerzony widok na przedpokój)
kucie, prucie, planów snucie...
przenoszenie instalacji - awangardowa podłoga w łalzience... może trzeba było tak zostawić?
tu kiedyś będzie tron
a w pokojach... po nitce...
do kłębka
zagnieżdżanie gniazdek
tutaj się połączy... a to się wytnie
wizja szalonego elektryka czy może raczej grafika?
jest lato. upalne. a koty nadal kiszą się na 26 metrach niczym ogórki w przymałym słoiku. jest nieco lepiej. odzyskujemy utracony stan deweloperski. nieustannie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz