wtorek, 12 marca 2013

trzeci wymiar

na samym początku remontu, szukając kabiny prysznicowej znaleźliśmy się w salonie Koło. i tak naprawdę zupełnie nieważne stało się wszystko, co się w nim znajdowało, bo doznałam olśnienia. zamarłam przed ścianą z najwspanialszym lasem jaki widziałam. doskonałym pod każdym względem. prostym, eleganckim a jednocześnie tajemniczo wciągającym. z walącym sercem stałam jak wryta, niczym dziecko przed ogromną wystawą cukierków (lub ogórków kiszonych jeśli jest się małą mną) rodem z książeczki "W mieście króla Marcepana".

następne co pamiętam to bieganie od sprzedawcy do sprzedawcy (armatury łazienkowej) z pytaniem"co to za tapeta" i powtarzająca się niczym echo odpowiedź "yyy... nie wiem" "to jakiś projektant wymyślił, ale to już od dawna wisi". 

na dowód tego, że to nie przelotne zauroczenie, tyle czasu szperałam w sieci, aż znalazłam! bez nazwy firmy, bez żadnego punktu zaczepienia. na około, trochę tylnymi drzwiami, uparcie brnąc do przodu - z największą w życiu determinacją. rok temu zdecydowanie trudniej było tą zagadkę rozszyfrować. później wielokrotnie, przy przeróżnych okazjach, tapeta wpadała mi w oko, nie dając o sobie zapomnieć.

gdyby nie to że, pomimo ceny która nas nieco powaliła, zdecydowaliśmy się na jej zakup na samym początku, zanim jeszcze mieliśmy większe wydatki, to dziś nie leżałaby w sypialni i nie tworzyła w niej bajkowej przestrzeni.

patrząc na nią, wiem jedno - warto podążać za uczuciami. tymi silnymi. targającymi jak burza. 

no matter what.

ps. Mamo, nie patrz! nie będzie niespodzianki :)


cole&son woods







2 komentarze:

  1. u mnie tak było jak zobaczyłam ludków na tapecie w sklepie stereodesign!

    http://mojewnetrza.blogspot.com/2012/07/zmiany-zmiany-zmiany.html

    musiałam mieć!:) i do dziś uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. i tak być powinno!!!! :)

    trzeba sobie jakoś życie osładzać, skoro na zewnątrz świat wygląda jak wygląda, a raczej wcale nie wygląda, bo pod śniegiem zniknął :/

    OdpowiedzUsuń